Chciałabym podzielić się z Tobą moją opowieścią o tym, jak powstał Inżynier Słowa. Jeśli ciekawi Cię to, w jaki sposób myślałam, jakie miałam problemy i dlaczego poszukiwanie nazwy firmy trwało tak długo (sic!) – zapraszam do przeczytania poniższego tekstu. Tak na marginesie, może znajdziesz w tej historii parę wskazówek dla siebie, jeśli myślisz o własnym biznesie? A więc do dzieła, studium przypadku 😉
Cel, wytyczne, charakter działalności (tożsamość firmy)
Mogłoby się wydawać, że copywriter wybierając nazwę dla własnej strony i firmy ma łatwiej – po pierwsze codziennie pracuje ze słowem, a po drugie – kto zna go lepiej niż on sam? No nie, było właśnie trudniej. Już kilka lat temu sporządziłam listę wytycznych, które miałyby mi pomóc w stworzeniu nazwy (w przypadku, gdybym zdecydowała się otworzyć działalność). Chciałam więc, żeby nazwa odzwierciedlała moją dotychczasową karierę zawodową, miała też coś w sobie z “literackości” (filologia polska), jak i dziennikarstwa (pracowałam jako dziennikarz, a kilka lat później skończyłam studia na wydziale dziennikarstwa na kierunku reklama i PR). Choć ogółem studia były bardzo ciekawe, a zdobyta wiedza bardzo przydatna, to jednak w pewnym momencie mojego życia zależało mi na czymś innym. Niestety szansa na znalezienie satysfakcjonującej, perspektywicznej i zarazem dobrze płatnej pracy w zawodzie była nikła (z naciskiem na to ostatnie). Cały czas towarzyszyło mi przeświadczenie, że mogłabym spełniać się kreatywnie, organizacyjnie i do tego na tym zarabiać. Ogólnie, w moich poszukiwaniach idealnego zajęcia, przyświecała mi idea wyrażona przez Thomasa Edisona w zdaniu: Nie przepracowałem ani jednego dnia w swoim życiu. Wszystko co robiłem, to była przyjemność. Myślałam też o własnej stronie. Znalezienie nazwy mogącej połączyć dotychczasowe doświadczenia zawodowe i aspiracje stawało się coraz trudniejsze.
Brand naming, czyli złożony proces analityczno-twórczy
Nie tak dawno zaczęłam przyglądać się zagadnieniom marketingu internetowego. W zawodzie content marketera można bowiem łączyć pasje do literatury, dziennikarstwa, psychologii a do tego mierzyć efekty swojej pracy dzięki ogólnodostępnym narzędziom. Wprawdzie wcześniej, przy prowadzeniu innej strony internetowej, zaglądałam do statystyk udostępnianych przez dostawcę hostingu i analiz Google Analytics, jednak robiłam to bez większego przekonania. Przerażała mnie konieczność poznawania nowych zagadnień, a czytanie poradników Google Analytics (o Google AdWords nawet nie wspomnę) było najlepszym środkiem nasennym, jaki kiedykolwiek powstał (po słownikach różnego typu i gramatyce historycznej języka polskiego). W content marketingu zaciekawienie budową stron internetowych, pozycjonowaniem i w mniejszym stopniu analityką nabierało nowego znaczenia i układało się w sensowną całość. Tym samym znalezienie nazwy dla mojej strony z poziomu „bardzo trudne”, zmieniło się na „piekielnie trudne”. Kilka lat doświadczenia w różnych zawodach, a jedynym wspólnym elementem było – słowo. Ale co zrobić ze słowem? Samo słowo nie określało moich nowych zainteresowań. Potrzebne było coś jeszcze. Coś, co zbierze pewien wycinek mojego życia i nada „słowu” kierunek albo nowe znaczenie. Jeśli w tym momencie myślisz jednak, że „inżynier” wziął się z nieprzespanych nocy i przepłakanych dni – bardzo się mylisz. Wręcz przeciwnie. To chyba był najlepszy ranek po głębokiej nocy. Czułam się fantastycznie. Przynajmniej do momentu, w którym odkryłam, że nie jestem jednak geniuszem, a przede mną był ktoś o wiele mądrzejszy i o wiele starszy ode mnie.
Ponadczasowość nazwy firmy
Inżynierem słów, rzemieślnikiem, nazwał prawie 100 lat temu Tadeusz Peiper Poetę. W 1922 r. wydał słynny manifest 3xM „Miasto. Maszyna. Masa” będący odzwierciedleniem zainteresowań Awangardy Krakowskiej (grupy poetyckiej), której przewodniczył. Po odświeżeniu swojej wiedzy polonistycznej zobaczyłam przed sobą morze możliwości. A gdyby tak, na potrzeby dzisiejszej komunikacji odwrócić 3xM? W końcu to, co opisał Tadeusz Peiper, stało się podwaliną współczesnej kultury. Trochę mój tok myślenia wydawał się naciągany, a trochę prawdziwy. Bo, czy w komunikacji nie liczą się teraz Wartość tekstów i ich przydatność, Wizerunek i odbiór osoby, firmy w otoczeniu i w końcu Więź, dzięki której utrzymujemy kontakt z klientami, czytelnikami, fanami etc.? A czy sam „inżynier” nie kojarzy się z matematyką, logiką, wzorami, algorytmami i analityką? Coraz bardziej nazwa przylegała do mnie – mojej osobowości, myślenia o sobie i pracy. Jednak inżynier słów istniał już od dawien dawna, a sama nazwa nastręczała pewnych obcych tamtym czasom trudności komunikacyjnych – domena inzynierslow.pl wydaje się być mało czytelna. Może lepiej inzynierslowa.pl? Moje wątpliwości rozstrzygnęłam za pomocą słownika. Słowo*: «znak językowy mający jakieś znaczenie, wyraz», «wypowiedź ustna lub pisemna; mowa, język», «obietnica złożona przez kogoś». Dopiero w tym momencie byłam już pewna, że innej nazwy sobie nie wyobrażam.
*podaję za Słownik poprawnej polszczyzny PWN pod red. Andrzeja Markowskiego